Mes |
Wysłany: Sob 19:08, 06 Gru 2008 Temat postu: Prezent Mikołajkowy by Mestari... |
|
... czyli opowiadanie o tematyce świąteczno - wigilijnej Mam nadzieję, że nikogo nie urazi, no i pomoże trochę wpasować się w świąteczny nastrój. Enjoy!
Dochodziła godzina osiemnasta, dnia dwudziestego czwartego grudnia. Dziewczęta żwawo czyniły ostatnie przygotowania do wigilijnego wieczoru: Mestari i Wisełka rządziły w kuchni, Monia i Monique stroiły zdobytą nie wiedzieć w jaki sposób choinkę, Menka ścierała podłogę, zaś Ania i Kajtek wybyły w celu zrobienia ostatnich zakupów. Na papierze wyglądało, że szło im gładko, było miło i przyjemnie. Nie do końca jednak.
- Kurde blacha! – wrzasnęła zirytowana Mestari, zaglądając do garnka. – Czy z tym ciastem zawsze muszą być jakieś problemy? Ja się zaraz...
- Co to w ogóle za pomysł, żeby babkę gotować, zamiast ją upiec? – zainteresowała się Wisła. – Poza tym, chyba pomyliły ci się święta, mały skubańcu.
Za tę odpowiedź ledwo uniknęła ciosu ciężką formą, którą niefortunna kucharka właśnie wyłowiła z małego kociołka.
- Niestety, Wisełciu, ta nieszczęsna babka to jedyne ciasto, jakie umiem zrobić – westchnęła.
Wisła krytycznym okiem przyjrzała się rachitycznemu, niczym klata niejakiego Murraya, wypiekowi.
- E tam, nawet fajne. No i ma bardzo ładny, żółty kolor – oceniła.
- Dobra, najwyżej otrujemy Mikołaja – Mestari postanowiła szukać dobrych stron w całej sytuacji.
W tak zwanym międzyczasie dwie Moniki usiłowały doprowadzić choinkę do stanu doskonałości. Szło im nieźle, dopóki rozwieszały bombki, łańcuchy i tym podobne pierdółki. Kiedy zaś przyszło do postawienia kropki nad „i”...
- O matko i córko! – jęknęła z rozpaczą Monique. – Za Chiny Ludowe nie przywieszę tam tej gwiazdki!
Monika numer dwa zrobiła inteligentną minę.
- Choinka bez gwiazdki to nie to – orzekła. – Czekaj, czekaj, niech pomyślę...
- Myśl kobieto, myśl szybciej!
- Podsadzę cię! – błysnęła konceptem dziewczyna.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Na pełną minutę zapadła cisza, jakby nawet atmosfera stężała w napięciu. Po upływie tego czasu w pomieszczeniu zabrzmiała połączona gama pisków obu artystek – tak przeraźliwa, że podobne wyczyny Marii Sz. gwałtownie bladły.
- Ałaa... Monia, jak ja ci dam gwiazdkę, to...! – gderała Monique, zbierając się z podłogi.
- Cicho bądź, no – wykrztusiła przez śmiech winna całemu zajściu. – Gwiazdka się trzyma! Czy to nie wspaniałe?
Odpowiedziało jej złowieszcze spojrzenie typu „I- will- kill- you- znienacka- i- to- gwiazdą- betlejemską- na- dodatek”.
- Jesteśmy! – donośne głosy Ani i Kajtka niemal zmiotły Menkę z krzesła.
Menka poprawiła nieco zwichrzoną przez to fryzurę, obrzuciła koleżanki lekko urażonym spojrzeniem i jęknęła:
- Gdzie w tych buciorach? Podłoga świeżo umyta!
- Ups... – Ania zręcznie ukryła uśmiech.
Taki brak empatii rozzłościł Menkę:
- Poszły won, dziewuchy przebrzydłe! Zero szacunku dla przodownika pracy....
Dziewczyny podejrzanie się rozchichotały i szybko uciekły do kuchni.
- Dobra, dawajcie te zakupy – Wisła szybko odebrała im siatki i zaczęła je przeglądać. – Okej, polewa czekoladowa, brzoskwinie... Śliniaczki? – ostatni wyraz rzuciła tonem zapytania, patrząc na Kajtka.
- No... Mam nagrany mecz Rafy na dvd i po kolacji planuję go obejrzeć – stwierdziła Kajtek, rumieniąc się przy tym. – Mogą się przydać...
Wszystkie obecne w kuchni panny nagle zaczęły się głośno śmiać, najprawdopodobniej dostając przy tym czegoś, co określano roboczo jako głupawo - śmiechawę.
Mimo różnorodnych problemów, dziewczyny wreszcie zasiadły do uroczystej kolacji. Złożyły sobie humorystyczne życzenia, co chwilę wybuchając przy tym śmiechem, a potem delektowały się przygotowanymi na tę okazję specjałami. Z odtwarzacza sączyła się muzyka: z braku kolęd brzmiało piękne „Oro” – Ania, w ramach pokuty za zostawienie płyt w niewiadomym miejscu, wynalazła tę alternatywę. Piosenka nawet wpasowywała się w świąteczny nastrój. Przynajmniej do czasu, kiedy Mestari nie poczuła weny i nie zaczęła nucić czegoś w stylu „Pada tiha noć”.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Biesiadniczki zerwały się z miejsc, wyraźnie przerażone.
- Ożesz cholera... Novak, nie żyjesz! – płynący z korytarza głos wydał się im jakiś znajomy. – Ajde!
- Ana? – rzuciła w przestrzeń Monique.
Jakby na potwierdzenie, do pokoju wpadła Ana Ivanović. Nieco sfatygowana, z rozwianym włosem i w sukni zrobionej chyba z prześcieradła, ciągnęła za sobą pokaźny worek. Nieco zadyszana, postawiła go w końcu, otarła pot z czoła i uśmiechnęła się do dziewczyn.
- Wesołych Świąt!
Panienki nie zdążyły odpowiedzieć, bo oto rozległ się huk, połączony z głośnym śmiechem i kilkoma słowami po serbsku, które Mestari, trochę rozumiejąca ów język, wolała uznać za uprzejme.
- Jelena, przymknij się! – syknął ktoś, po czym w pomieszczeniu zameldowały się dwie postacie w czerwieni, a za nimi jeszcze jeden Anioł – Janko. .
- NOVAK! – wyrwało się Wisełce.
Istotnie, Mikołajem był Novak Djoković we własnej osobie. Mimo niekomfortowego chyba przebrania wyszczerzył komplet uzębienia w radosnym uśmiechu. Za nim usadowiła się „kopalnia Bochnia” Janković, również uśmiechnięta.
- Wesołych Świąt, dziewuszki! – rzekł wesoło Święty zaklęty w Serba. – Byłyście grzeczne w tym roku?
Biesiadniczki zdobyły się tylko na zbiorowe „taaak”.
- Wspaniale. Pani Mikołajowa zaraz rozda wam parę niespodzianek...
- Moment, moment, ty powiedziałeś, że...? – jęknęła Ania, jakby właśnie trafił ją grom z jasnego nieba.
- Tak, zostałam panią Mikołajową, bo Mikołaj poprosił mnie o rękę – wtrąciła Dżej.
Konsternacja ogarnęła towarzystwo. Panny spoglądały to na Jelenę, to na Novaka jak na parę wariatów.
- Żartowałam! – wykrzyknęła wreszcie starsza z Serbek. Widząc ich miny, zaczęła się śmiać.
Mestari wzięła z talerzyka kawałek swojego niezbyt udanego ciasta. Bez ostrzeżenia podbiegła do Jeleny i po prostu wepchnęła jej go do ust.
- Dobre – wykrztusiła Dżej Dżej, na tyle wyraźnie, na ile pozwalała jej zapchana buzia.
- Dobre, bo moje – w głosie Mestari pobrzmiewała szydercza satysfakcja z udanej zemsty.
Przyszła kolej na prezenty. Dziewczyny musiały być grzeczne, bo otrzymały ich całkiem sporo. Rozdawnictwo już miało się zakończyć, gdy Ana szturchnęła Mikołaja w bok, wskazując na osobny worek, który osobiście przytargała.
- Aaa, zapomniałbym – Mikołaj uderzył się w czoło. – Niespodzianka dla Monique. Janko, jesteś najsilniejszy, mógłbyś ją wyjąć?
Ku zdumieniu obecnych, Tipsarević wydobył z worka... Andy’ego Roddicka. Trochę wymięty Androsław w kostiumie elfa wciąż był jednak dla Monique pociągający.
- Andy! Kochanie moje! – wrzasnęła Monique. – Co oni ci zrobili...?
- Ty chyba miałaś coś dla pana od Tipsów, nie? – syknęła Kajtek do ucha Mestari.
Mestari wydobyła z siebie siarczyste „kurde”, po czym pobiegła do innego pokoju. Wróciła po minucie, dzierżąc misternie opakowany prezent. Wręczyła go Janko, promieniejąc dumą niczym niedzielne słońce.
- Co to ma być? – jęknął Serb po rozpakowaniu podarunku.
- No jak to co? Tipsy!
- Do czego to niby służy?
W tym miejscu pani Mikołajowa, jako najbardziej uzdolniona aktorsko, odegrała małą pantomimę zakładania i pielęgnacji tipsów. Janko spuścił głowę, porażony ogromem upokorzenia jego męskości.
- Mam nadzieję, że ci się spodobają. Wesołych Świat. |
|